Liam nie
wyrzucił mnie, gdy bezobcesowo wtargnąłem do jego centrum dowodzenia, marszcząc
nos zaatakowany wonią potu i sprzętu sportowego. Biuro wyglądało tak, jak
zawsze. Było małe, ciasne, tylko otynkowane, a już służyło za pomieszczenie służbowe.
Na ścianach wisiały plakaty filmów Kung - Fu i Rocky'ego, wyblakłe przez
jarzeniówki i słoneczne światło wpadające przez jedno mikroskopijne okienko
niemal u samego sufitu. Za ciężkim biurkiem, które trochę przechylało się na
lewo, siedział zawalony papierami Liam i rozmawiał z kimś przez telefon, głośno
wykłócając się o pieniądze. Za nim całą ścianę zajmowała gablota, gdzie w
zamkniętych na klucz przegródkach było jeszcze więcej papierów, a w tych
przeszkolonych dumnie prezentowały się puchary jeszcze z czasów, gdy głównym
celem w życiu Payne'a było pokazanie ojczulkowi, że jest dużo lepszym
dzieciakiem, niż mu się wydaje. Postanowienie to wymarło wraz z wiekiem i
przerodziło się we wrogą niechęć obojga mężczyzn.
Rozsiadłem się
wygodnie na czerwonej kanapie na wprost biurka i spojrzałem na sufit, czekając
spokojnie, aż mój przyjaciel skończy się wykłócać o "ten cholerny
dług", cokolwiek by to miało znaczyć.
-
Potrzebuję dziewczyny - powiedziałem głośno, gdy Liam wreszcie się rozłączył i
głęboko westchnął. Spojrzał na mnie z niechęcią, a potem uniósł brew, zapisując
coś w swoich papierkach.
-
Potrzebuję gorącego ciała tuż przy moim, czułego szeptania brzydkich słówek na
uszko i trzymania za rączkę. I całowania się, tak. To też mogłoby być fajne -
mówiłem, gestykulując żywo dłońmi nad sobą, próbując wytworzyć idealną kochankę
za pomocą magicznych właściwości moich rąk. - Muszę się z kimś kochać, bo
inaczej zwariuję! - oświadczyłem stanowczo, opadając na kanapę.
- I to
wszystko przyprowadziło cię do mnie? - zamknął czerwoną teczkę, odłożył, wziął
do rąk czarną, otworzył, znów zaczął w niej coś pisać.
- Tsa... -
westchnąłem - Gem mnie tu wysłała, bo przeszkadzam młodemu w nauce. Zdaje
jakieś egzaminy w szkole - pokręciłem głową z niedowierzaniem - Straszny chłam.
- Jak to
liceum - zamknął czarną teczkę, wziął do rąk zieloną. Wkurzał mnie ten jego
spokój i totalna ignorancja.
- A jak tam
kręci się interes twojego tatusia? - wypaliłem bez namysłu, tylko po to, by mu
dopiec.
Znieruchomiał
na chwilę, potem podniósł na mnie wzrok, zaciskając dłoń na długopisie. Odłożył
go, by nie uszkodzić nim żadnego z nas i bardzo spokojnie zapytał:
- O co ci
chodzi, co?
-
Potrzebuję. Dziewczyny. - powiedziałem bardzo wyraźnie, jakby Liam rzeczywiście
był półgłówkiem, za którego miałem go właściwie przez większość życia. Bo
jeżeli ktoś ma mięśnie, nie ma możliwości, aby miał też mózg.
- Tommo, ja
jestem mężczyzną.
- Wiem.
Pomyślałem tylko, że mógłbyś mi pożyczyć swoją Ashling.
Liam
schował na chwilę twarz w dłoniach, a potem mruknął niewyraźnie coś w stylu:
- Nie
jestem już z Ashling.
- Okej -
wzruszyłem ramionami - Więc kogo teraz pieprzysz?
- Dlaczego
nie pójdziesz sprawdzić co tam u Zayna, co? - zasugerował niedelikatnie, nie
mając zamiaru w ogóle odpowiadać na moje pytanie.
- Byłem tam
przedwczoraj - i poderwałem się nagle z kanapy - Widzisz, właśnie o to chodzi.
POTRZEBUJĘ kogoś. Już. Teraz. Inaczej oszaleję, a wy wszyscy ze mną. Musisz
pomóc mi znaleźć sobie jakąś porządną...
- Nie
kończ, okej? - przerwał mi, opadając na krzesło.
Uśmiechnąłem
się do niego łobuzersko i przysiadłem nonszalancko na biurku, dłonią zrzucając
z niego przeszkadzającą mi stertę papierów.
- Co się
stało, tatuśku? Nie jesteś już taki niegrzeczny jak dawniej. Joanne nie pozwala
ci...
- Przestań być
taki wulgarny - niespokojnie poruszył się na krześle.
- Bo?
- Nie łapię
tego, Lou. Nie łapię i nie przyswajam. Przestań zawracać mi głowę i weź się za
coś pożytecznego.
- Kiedy ja
płonę z braku miłości!
- A mnie to
nie obchodzi - stwierdził lodowato - Nie mogę ci pomóc.
- Liam, nie
rozumiesz. Ja naprawdę kogoś potrzebuję.
- Czy ja
wyglądam jak biuro matrymonialne, Tommo? Nie mam czasu bawić się z tobą w
podrywanie sukienek. Jestem bardzo zajęty. Tata przyjeżdża w przyszłym
tygodniu, a ja nie mam nic. Dosłownie nic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz