17 - niall

Gemma wpadła do mojego pokoju, zastając mnie z Anabelle na kolanach w połowie bezkresnej nudy, jaka dopadła mnie jakiś czas temu.
- Horan - bezczelnie rzuciła się na łóżko obok mnie - Jaki mamy dzisiaj dzień?
- Piątek? - zaryzykowałem beznamiętnie.
- Błąd. Jest poniedziałek. Za pół godziny - zerknęła na zegar ścienny położony na podłodze - zaczynam pierwsze w tym tygodniu zajęcia, do świąt zostało nam jakieś dziesięć dni, a ty od zeszłego czwartku nie ruszyłeś się z miejsca.
Wzruszyłem ramionami i delikatnie położyłem gitarę na łóżku wzdłuż ściany. Miałem niż twórczy i to nie dawało mi spokoju. Potrzebowałem jakiegoś silnego bodźca, który przywróciłby mnie do życia, ale to, co zazwyczaj okazywało się moim wybawieniem - kreskówki, rysunki Gemmy, rozmowy z Perrie, mętne, filozoficzne rozterki Louisa i jedzenie - jak na złość nie chciało mi pomóc: kablówka nadawała tylko powtórki, Gemma od pewnego czasu nie rysowała, Perrie nie miała czasu na oddech, Louis zniknął gdzieś, gdy Gemma wyrzuciła go z mieszkania po ostatniej sprzeczce z Harrym, a jedzenie, chociaż dobre, nie było w stanie poprawić mi humoru.
Gemma złapała moją dłoń, która jakoś tak mimowolnie zaczęła wystukiwać rytm na zmiętej pościeli i ścisnęła ją lekko, posyłając mi uśmiech.
- Zaniedbujesz się ostatnio - stwierdziła.
Hej, to, że chłopak chce zapuścić brodę, nie znaczy jeszcze, że się zaniedbuje.
- Nie wyglądasz dobrze, wiesz? - dodała, jakby mogła czytać w moich myślach. Zawsze mnie to przerażało. - Może wyjdziesz na spacer? - zasugerowała.
- Mam niedobór weny, nie depresję - uspokoiłem ją, wzruszając ramionami.
- Wiem, ja tylko chciałabym... - odchrząknęła, nie potrafiąc znaleźć słowa.
- Louis się odzywał? - zmieniłem pospiesznie temat.
Podniosła na mnie spojrzenie, dając mi do zrozumienia, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co zrobiłem, le mimo wszystko odpowiedziała na moje pytanie:
- Dzwoni codziennie, żeby poinformować mnie, dlaczego nie może jeszcze dzisiaj wrócić.
- Rzucił studia?
- Nie. Szuka siebie, jak średnio co pół roku.
- I to jest normalne? - podnieśliśmy wzrok na Harolda stojącego w drzwiach. Nie spodziewał się chyba, że w ogóle którekolwiek z nas go zauważy, bo spłonął nagle rumieńcem i odchrząknął, cofając się nieznacznie, jakby mógł się ukryć za weneckim lustrem i bezpiecznie nas obserwować, samemu pozostając w ukryciu.
- Dla Louisa wiele rzeczy jest normalnych - Gem wzruszyła ramionami.
- Ja... - zaczął ponownie Harry, na powrót stając w drzwiach. Zerkał na mnie niepewnie, niespokojny - Gem, masz za chwilę zajęcia...
- Tak - uniosła brew.
- A ja przez przypadek słyszałem, że wybierasz się na spacer - zwrócił się do mnie - Bo ja... Mam dość tych wszystkich książek i chciałem się na chwilę wyrwać. Może pójdę z tobą?
- Jesteś pewien, że nie musisz...
- Błagam cię, Gemma - przerwał jej cicho - Nie mogę spędzić kolejnego dnia pomiędzy poematami o śmierci a dysputami o istnieniu Boga, zwariuję - ostrzegł.
Podniosła się z łóżka, puszczając moją dłoń, ale posyłając mi ciepły uśmiech.
- Jak uważasz - uśmiechnęła się też do Harry’ego - Bawcie się dobrze.