Budziłam
się bardzo powoli, sprowadzana do życia ciepłym dotykiem na moim policzku. Nim
jednak zdążyłam chociażby uchylić powiekę, ciepło oddaliło się ode mnie,
kumulując się gdzieś w okolicach mojego brzucha.
- Perrie? -
pytał mnie niepewnie cichy szept na granicy podświadomości - Perrie?
Bardzo
powoli otworzyłam oczy, spoglądając prosto na ciemnopomarańczowy sufit, którego
biel stłumiona została przez okienne żaluzje. Zamrugałam, podniosłam się na
łokciach, niedbale odrzucając kołdrę z ramion i uśmiechnęłam się do właściciela
głosu, który wyciągał mnie z sennych marzeń.
- Błagam -
uśmiechnęłam się delikatnie - powiedz, że to jeszcze nie pora, by wstawać.
Zayn
siedział przy moim boku, zachowując bezpieczną odległość od mojego ciała. Miał
podkrążone oczy i dłuższy niż zwykle zarost. Musiał mieć za sobą równie
wyczerpującą noc, co ja.
- Nie.
Przepraszam - mamrotał - Dopiero co się położyłaś.
Był jedyną
osobą, której mogłabym to wybaczyć, przysięgam.
- Ciężka
noc? - zapytałam, podciągając kolana pod brodę i "niechcący"
szturchając dłonią jego ramię.
Zaśmiał się
cicho.
- Ty mnie o
to pytasz? - pokręcił głową, wreszcie otwarcie łapiąc moje spojrzenie.
Wzruszyłam
ramionami.
-
Przepraszam - powtórzył jeszcze raz i położył z impetem dłonie na swoich
kolanach, jakby miał zamiar się podnieść, jednak nie ruszył się z miejsca -
Jesteś wykończona, a ja tylko... Nie odpisałaś, więc...
- Tak. Nie
chciałam jeszcze tego robić. Kiedy jestem zmęczona, kiepsko myślę... - zauważyłam
zgodnie z prawdą, wywołując u niego kolejny, krótki śmiech.
- Chciałem
cię tylko zobaczyć.
Rozumiałam
to całkowicie. Nie widzieliśmy się od równych ośmiu dni, a to i tak był jeden z
naszych krótszych okresów. Nasza relacja w gruncie rzeczy opierała się właśnie
na żółtych notatkach, które pozwalały się nam komunikować częściej. Nigdy tak
naprawdę ich nie zastrzegliśmy dla siebie; inni jakoś zrozumieli, że są
zarezerwowane właśnie dla nas i postanowili to uszanować.
-Dobranoc -
wstał i nim zdążyłam go zatrzymać, wyszedł.
Opadłam na
poduszkę, prostując nogi i ignorując ból w okolicach kolana. Wyciągnęłam się
wygodnie na łóżku, w którym jeszcze kilka godzin temu spała moja najlepsza przyjaciółka. Żałowałam,
że nie stać mnie na własne mieszkanie albo chociaż wynajem jednego pokoju,
tylko dla siebie. Mogłabym tam pomalować ściany na różowo, powiesić muślinowe
firanki, a potem każdy skrawek wolnej przestrzeni zapełnić dziwnymi bibelotami,
które tak lubiłam zbierać. To przeze mnie w przedpokoju stoi zabytkowa
spluwaczka, a tuż obok drzwi chwieje się niepewnie trójnogi wieszak na płaszcze.
I to ja przywlokłam z pchlego targu cylinder bez denka z naderwanym rondem.
Każdy ma jakieś słabostki, prawda? Do mnie przemawiają ludzkim głosem rzeczy,
którymi normalnie nikt inny by się nie zainteresował. Moja ambitna siostra po
psychologicznych studiach nazwałaby to jakimś bardzo modnym wśród młodych
syndromem. "Syndromem drugiej szansy" przykładowo. Albo
"syndromem zbawienia świata przez usuwanie ludzkości z drogi rzeczy
niepotrzebnych". Pewnie miałaby rację, częściowo.
Wystarczyło
tylko, bym zamknęła oczy i już spokojnie mogłam zapaść w sen, nie przejmując
się niczym. Śnienie było jedną z przyjemniejszych części mojego życia, drugą po
tańcu. Było coś niesamowicie magicznego w ukazujących się krainach z wyobraźni,
wizjach podsuwanych przez podświadomość - niektórzy się ich bali, ja czerpałam
z nich garściami siłę do dalszego rozwijania się, dalszej walki i dalszego
znoszenia cierpienia. Moje życie wpadło w monotonię, nie przeczę, ale ja sama
na to pozwoliłam; sny za to dodawały mu niespodzianek, akcji, koloru. Sny i
Zayn, ale nie wiem, dlaczego.
Na początku
naszej znajomości, właściwie w momencie, kiedy zaczęliśmy traktować się
poważnie, to jest jakoś w okolicy pierwszych karteczek, zastanawiałam się
godzinami, co takiego przyciągnęło nas do siebie. Dlaczego rozmawiało nam się
dobrze, dlaczego dobrze nam się milczało. Później zaczęłam się obawiać swojego
przywiązania do jego przypadkowych dotyków, niepewnych uśmiechów i urywanych
snów, a ostatecznie byłam wdzięczna Niallowi, że go tutaj przyprowadził.
Uśmiechałam
się, gdy śniłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz