o5 - perrie

Budziłam się bardzo powoli, sprowadzana do życia ciepłym dotykiem na moim policzku. Nim jednak zdążyłam chociażby uchylić powiekę, ciepło oddaliło się ode mnie, kumulując się gdzieś w okolicach mojego brzucha.
- Perrie? - pytał mnie niepewnie cichy szept na granicy podświadomości - Perrie?
Bardzo powoli otworzyłam oczy, spoglądając prosto na ciemnopomarańczowy sufit, którego biel stłumiona została przez okienne żaluzje. Zamrugałam, podniosłam się na łokciach, niedbale odrzucając kołdrę z ramion i uśmiechnęłam się do właściciela głosu, który wyciągał mnie z sennych marzeń.
- Błagam - uśmiechnęłam się delikatnie - powiedz, że to jeszcze nie pora, by wstawać.
Zayn siedział przy moim boku, zachowując bezpieczną odległość od mojego ciała. Miał podkrążone oczy i dłuższy niż zwykle zarost. Musiał mieć za sobą równie wyczerpującą noc, co ja.
- Nie. Przepraszam - mamrotał - Dopiero co się położyłaś.
Był jedyną osobą, której mogłabym to wybaczyć, przysięgam.
- Ciężka noc? - zapytałam, podciągając kolana pod brodę i "niechcący" szturchając dłonią jego ramię.
Zaśmiał się cicho.
- Ty mnie o to pytasz? - pokręcił głową, wreszcie otwarcie łapiąc moje spojrzenie.
Wzruszyłam ramionami.
- Przepraszam - powtórzył jeszcze raz i położył z impetem dłonie na swoich kolanach, jakby miał zamiar się podnieść, jednak nie ruszył się z miejsca - Jesteś wykończona, a ja tylko... Nie odpisałaś, więc...
- Tak. Nie chciałam jeszcze tego robić. Kiedy jestem zmęczona, kiepsko myślę... - zauważyłam zgodnie z prawdą, wywołując u niego kolejny, krótki śmiech.
- Chciałem cię tylko zobaczyć.
Rozumiałam to całkowicie. Nie widzieliśmy się od równych ośmiu dni, a to i tak był jeden z naszych krótszych okresów. Nasza relacja w gruncie rzeczy opierała się właśnie na żółtych notatkach, które pozwalały się nam komunikować częściej. Nigdy tak naprawdę ich nie zastrzegliśmy dla siebie; inni jakoś zrozumieli, że są zarezerwowane właśnie dla nas i postanowili to uszanować.
-Dobranoc - wstał i nim zdążyłam go zatrzymać, wyszedł.
Opadłam na poduszkę, prostując nogi i ignorując ból w okolicach kolana. Wyciągnęłam się wygodnie na łóżku, w którym jeszcze kilka godzin  temu spała moja najlepsza przyjaciółka. Żałowałam, że nie stać mnie na własne mieszkanie albo chociaż wynajem jednego pokoju, tylko dla siebie. Mogłabym tam pomalować ściany na różowo, powiesić muślinowe firanki, a potem każdy skrawek wolnej przestrzeni zapełnić dziwnymi bibelotami, które tak lubiłam zbierać. To przeze mnie w przedpokoju stoi zabytkowa spluwaczka, a tuż obok drzwi chwieje się niepewnie trójnogi wieszak na płaszcze. I to ja przywlokłam z pchlego targu cylinder bez denka z naderwanym rondem. Każdy ma jakieś słabostki, prawda? Do mnie przemawiają ludzkim głosem rzeczy, którymi normalnie nikt inny by się nie zainteresował. Moja ambitna siostra po psychologicznych studiach nazwałaby to jakimś bardzo modnym wśród młodych syndromem. "Syndromem drugiej szansy" przykładowo. Albo "syndromem zbawienia świata przez usuwanie ludzkości z drogi rzeczy niepotrzebnych". Pewnie miałaby rację, częściowo.
Wystarczyło tylko, bym zamknęła oczy i już spokojnie mogłam zapaść w sen, nie przejmując się niczym. Śnienie było jedną z przyjemniejszych części mojego życia, drugą po tańcu. Było coś niesamowicie magicznego w ukazujących się krainach z wyobraźni, wizjach podsuwanych przez podświadomość - niektórzy się ich bali, ja czerpałam z nich garściami siłę do dalszego rozwijania się, dalszej walki i dalszego znoszenia cierpienia. Moje życie wpadło w monotonię, nie przeczę, ale ja sama na to pozwoliłam; sny za to dodawały mu niespodzianek, akcji, koloru. Sny i Zayn, ale nie wiem, dlaczego.
Na początku naszej znajomości, właściwie w momencie, kiedy zaczęliśmy traktować się poważnie, to jest jakoś w okolicy pierwszych karteczek, zastanawiałam się godzinami, co takiego przyciągnęło nas do siebie. Dlaczego rozmawiało nam się dobrze, dlaczego dobrze nam się milczało. Później zaczęłam się obawiać swojego przywiązania do jego przypadkowych dotyków, niepewnych uśmiechów i urywanych snów, a ostatecznie byłam wdzięczna Niallowi, że go tutaj przyprowadził.
Uśmiechałam się, gdy śniłam. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz